Jeszcze 20-20 lat temu i wcześniej, tatuaże kojarzone były z tzw. marginesem – nosiły je osoby po pobytach w więzieniach, ewentualnie marynarze czy… byli więźniowie obozów koncentracyjnych.
W ostatnich latach jednak jest coraz większa akceptacja dla tatuaży i nie mają one tak negatywnego wydźwięku. A jednak…! Ekspert od etykiety mówi, że elity nie robią sobie tatuaży oraz, że w elitarnym gronie nikt nie zaimponuje „dziarami”. Dlaczego?
Elity nie robią sobie tatuaży
Tomasz Roy Szablewski znany jako Elitarny Łobuz na instagramie zdradza tajniki etykiety i życia w luksusie. W najnowszej rolce opowiedział o tatuażach.
Stare elity patrzą krzywo na tatuaże. Jeżeli chcesz zrobić wrażenie w towarzystwie old money, to zrobisz je przede wszystkim inteligencją, wiedzą, błyskotliwością, manierami, prezencją, inteligentnym wyrazem twarzy.
I jeżeli to wszystko masz, to już nie potrzebujesz tatuaży!
– zapewnia Elitarny Łobuz.
I wbija szpilę wytatuowanym osobom:
Dla elit tatuaż jest sposobem zwracania na siebie uwagi przez osoby mało frapujące.
A we wpisie dodał:
Od każdej reguły są wyjątki i znam takich, którym tatuaże wręcz dodają uroku. Generalnie jednak elitom o wiele bardziej imponuje dyplom dobrej uczelni i wielopokoleniowy majątek, niż nawet najbardziej finezyjne dziary. (…)
Poza tym, chyba wszyscy się zgodzimy, że żaden tatuaż nie zrobi takiego wrażenia, jak znajomość chińskiego, Patek na nadgarstku i Chełmoński na ścianie.
I z pewnością jest w tym sporo racji, bo wśród ludzi kultury czy biznesu rzadko kiedy widzi się osoby z tatuażami.
Wyświetl ten post na Instagramie